Lubuskie Muzeum Wojskowe. 2024r.
Drzonów 13-09-2024r.
Autor Jarosław Sobociński
Wizyty fotoreporterów i pasjonatów wojskowości, odwiedzających muzea, szczególnie te, położone na uboczu, uwieczniających eksponaty na zdjęciach czy filmach są zwykle zdominowane określonymi osobistymi możliwościami czasowymi przyjeżdżających a poprzez to także domyślnymi warunkami pogodowymi, jakie trafią się w danym dniu. Innym z elementów, jakie brane są pod uwagę z punktu widzenia dokumentacji fotograficznej, jest okres, gdy na drzewach jeszcze nie ma liści albo już ich nie ma – aby warunki oświetleniowe były lepsze, aby nie było dużych różnic w kontraście między słońcem a cieniami. Ale w takich okresach niestety są najmniej sprzyjające warunki do prac przy sprzęcie plenerowym, konserwacji, renowacji ale także ich czyszczenia czy mycia. Toteż fotografie zbiorów lotniczych, które są dostępne w Internecie a były wykonane jesienią lub wczesną wiosną, prezentują określony ich stan estetyczny. Po datach wykonania fotografii prezentowanych w Internecie na różnych forach widać, w jakim okresie były wykonane. Mimo to, prezentowane fotografie w jakiś sposób określają medialnie placówkę. W niewielu komentarzach zawarte jest zrozumienie tematu, w większości są to raczej obojętne lub też negatywne uwagi.
Muzeum w Drzonowie ma 4,5 ha powierzchni, mieści się na terenie parku krajobrazowego, na którym jest obecnie 30 pomników przyrody. Jeszcze kilka lat temu były 32, lecz dwa wielkie drzewa zostały w tym czasie powalone przez wichury. Ale przecież nie tylko pomniki przyrody są przewracane przez wiatr. Praktycznie większość eksponatów lotniczych (i nie tylko oczywiście, choć lotnicze są zdecydowanie delikatniejsze niż czołgi czy działa) na przeciągu wielu lat ekspozycji, odnosiła większe lub mniejsze uszkodzenia w wyniku działania warunków atmosferycznych powiązanych z ekspozycją pod drzewami.
Na terenie parku krajobrazowego działania związane z regulacją zabytkowej, parkowej zieleni, drzewostanu, a nawet samych gałęzi drzew, są bardzo utrudnione. Dlatego Muzeum w Drzonowie jest zmuszone działać w bardzo trudnych warunkach, jeśli mówimy o utrzymaniu stanu technicznego i czystości eksponatów. Niestety sporo z tych zabytkowych nasadzeń parkowych to wieloletnie lipy i klony, brzozy i kasztanowce. Wszystkie te drzewa bardzo zabrudzają eksponaty, szczególnie w okresie kwitnienia, a później dojrzewania zarodników, zaś niedługo później już od połowy sierpnia aż do listopada, przekwitania, z potężną masą liści, także niosących ze sobą brud i wilgoć. Na ponad 150 eksponatów w plenerze, ilość zatrudnionych pracowników merytorycznych i technicznych łącznie to jedynie kilka osób, zajmujących się wszystkim, od prac renowacyjnych zaczynając, po utrzymanie zieleni, prowadzenie dokumentacji zbiorów, organizacji imprez i wystaw, pozyskiwanie nowych eksponatów, na oprowadzaniu wycieczek kończąc. To oczywiście jedynie uproszczone spojrzenie na całość muzealnych zadań.
W takich specyficznych i niezmiernie trudnych warunkach, prace wykonane jedynie na wolnym powietrzu (muzeum nie dysponuje na swoim terenie żadnym miejscem pozwalającym na niezależne od pogody prace remontowe dużych obiektów ani fachowcami zajmującymi się stricte renowacją), mimo ich prowadzenia w najlepszych, najbardziej dogodnych warunkach pogodowych – choć oczywiście dalekich od idealnych, renowacje nie są trwałe, wytrzymują jedynie kilka-kilkanaście lat i eksponaty powracają do poprzedniego, złego stanu. Z powodu skromnej liczby pracowników oraz warunków pogodowych, sprzętu z reguły nie myje się ani nie konserwuje w listopadzie, grudniu, styczniu czy w lutym, nieraz także marzec nie pozwala jeszcze na prace terenowe przez zmienną pogodę (deszcze i bardzo chłodną aurę). Prace te wykonuje się na sezon, zaczynając od kwietnia, jeśli aura pozwala, a niejednokrotnie nawet dopiero na początku maja. Ale to znów jest okres kwitnienia, więc umyte eksponaty w krótkim czasie ponownie pokrywają się brudem. W tych specyficznych warunkach, eksponaty są zabrudzane przez drzewostan praktycznie na bieżąco, cały sezon. Ręczne mycie eksponatów jest czasochłonne zaś ciśnieniowe w wielu przypadkach niewskazane (i nie powinno być stosowane), aby niepotrzebnie nie uszkadzać powierzchni lakierniczej – szczególnie w przypadku sprzętu lotniczego, pod dużym ciśnieniem aluminium ulega zmiennym naprężeniom a więc powoduje także mikro-pęknięcia w pokryciu lakierniczym czyli w efekcie szybsze odpadanie farby. Mycie pod niewielkim ciśnieniem jest nieskuteczne, gdy samoloty ulegają kleistym czarnym osadom z lipy czy klonu. Prace teoretycznie można by wykonywać pod wiatami, jednak ich rozpiętość i wysokość w przypadku eksponatów lotniczych jest dość duża. Samoloty Su-7/Su-20/Su-22M4 mają wysokość rzędu 4,8 m, więc wiata musiałaby mieć minimum około 6 m wysokości i szerokości 12 m, zaś Ił-14T – wysokość 7,8 m, czyli wiata około 9 m – to wysokość 3 piętra budynku (jak spory hangar!). Pamiętając o warunkach pogodowych, które wielokrotnie powalały drzewa na terenie muzeum, wiata musiała by być bardzo solidna – a więc droga i ciężka, zaś teren Lubuskiego Muzeum Wojskowego w wielu miejscach jest bardzo grząski. Ponadto wiata nie chroni w pełni od brudu ani od wilgoci. W konsekwencji do działań potrzeba więcej czasu i ludzi, bo do konserwacji, napraw i czyszczenia jest wtedy nie tylko eksponat ale też i wiata nad nim, która jest tak samo zabrudzana jak eksponat. Przy dużej ilości drzew (plener muzeum jest w konwencji parkowej) problem jest naprawdę spory. Zgodnie z przepisami pracy i BHP pracownik bez uprawnień wysokościowych może podejmować działania na maksymalnej wysokości 2 m, a samoloty wymagają wiat o wysokości 6-9 m. W tej sytuacji pracownicy techniczni powinni mieć uprawnienia wysokościowe, aby móc prowadzić prace przy czyszczeniu i naprawie wiat ale także i prowadzenia prac renowacyjnych przy statecznikach samolotów i na ich skrzydłach. Niestety to kolejne koszty i to obecnie niemałe dla muzeów. Dochodzi więc do pewnego paradoksu. Przy niedużej ilości pracowników, zamiast zajmować się eksponatami, musieliby także zając się utrzymaniem stanu technicznego wiat. A skoro pracowników jest zbyt mało do opieki nad eksponatami, to w tej sytuacji owe braki jeszcze się powiększą!
Mimo bardzo trudnych warunków, renowacje sprzętu są prowadzone w ramach dostępnych możliwości – zmienna aura nie pozwala na bieżąco prowadzić prac w sposób ciągły, a to nie tylko deszcz lecz także wilgoć w powietrzu i od trawy oraz wiele innych czynników. Producenci wyrobów chemicznych (farb, lakierów, szpachli, podkładów etc.) oferują gwarancję na swoje wyroby wyłącznie przy spełnieniu wyidealizowanych, określonych warunków ich użycia. Nie jest w tym nic dziwnego, rzecz jasna. Jednak gwarancja trwałości wykonanych powłok renowacyjnych nawet przy spełnieniu wszystkich norm i zaleceń jest określana maksymalnie na 5-6 lat! Po tym okresie stan eksponatu w kwestii czasu, to loteria. Dla eksponatów muzeum będących na wolnym powietrzu, jest to czas niezmiernie krótki, szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę czasochłonność remontu. Dobrych dni na remonty „pod chmurką” odnośnie właściwej pogody jest w roku naprawdę niewiele, upały powyżej 35 stopni C. również nie służą pracom malarskim i renowacyjnym, choćby z powodu bardzo dużego nagrzewania powierzchni aluminium.
Pewnego gorącego lata pracownicy muzeum zrobili test. Kawałek lotniczego aluminium (duraluminium) zostało wystawione na słońcu na kilka godzin. Około godz. 14;00 na ten element zostało rozbite surowe jajko. Białko w ciągu kilku minut ścięło się a żółtko zmatowiało. Jaka więc była temperatura elementu? Nie była mierzona termometrem, bo test nie był eksperymentem naukowym a rodzajem dowcipu, ale należy przypuszczać, iż było to około 70 stopni Celsjusza. To wiele mówi o pracy na sprzęcie na wolnym powietrzu.
W muzealnych remontach pomagają z wielkim zaangażowaniem, choć jedynie dorywczo, zarówno pasjonaci jak i uczniowie na praktykach, np. z klasy techników-mechaników lotniczych z Zespołu Szkół Technicznych w Zielonej Górze. To bardzo ważna i niezmiernie wartościowa pomoc, za którą muzeum jest wdzięczne wszystkim jej uczestnikom.
Często ze smutkiem stwierdzam, iż wielu zwiedzających, czy to pasjonatów wojskowości czy fotoreporterów, nie tylko lotnictwa, (oczywiście nie generalizuję, nie dotyczy to wszystkich), choć szeroko wydają opinie dotyczące wyglądu samolotów i innego sprzętu muzealnego, nie mają wiedzy dotyczącej utrzymania stanu technicznego statków powietrznych w specyficznych warunkach terenowych, gdy są one już eksponatami, aby nie zaszkodzić ich historycznemu wyglądowi. Wiele jest przypadków, gdy mimo dobrej woli, chęci, realnego wysiłku i wielu starań, odnowiony i prezentowany na wolnym powietrzu eksponat po jakimś czasie zaczyna wyglądać nierealistycznie, wręcz groteskowo poprzez starzenie pigmentów użytych farb i zmianę (nieraz bardzo radykalną) odcienia ich barwy. To bardzo istotne przy podejmowaniu renowacji, gdy obiekt ma zachowywać historyczny wygląd a nie jest gadżetem reklamowym przy stacji benzynowej czy parku rozrywki. Zresztą problem utrzymania eksponatów w plenerze dotyczy bardzo wielu muzeów, nie tylko w Polsce, także w Niemczech, Francji, Belgii, Holandii i wielu innych państwach (osobiście odwiedzałem wiele takich placówek), które swoje zbiory eksponują na wolnym powietrzu a degradacja ich malowania oraz stan techniczny są analogiczne do tego, jaki widzimy w polskich muzeach. I nie zawsze jest to jedynie problem braku funduszy (zawsze jednak jest to główny kłopot) lecz także szybkości degradacji farb i lakierów na wolnym powietrzu przy dzisiejszej niskiej trwałości dostępnych wyrobów.
Dlatego, jeśli chcemy pomagać placówkom historycznym w kontekście wizerunkowym – prosimy jako muzealnicy, o więcej zrozumienia. O spojrzenie w nieco głębszy, bardziej analityczny sposób na to co widzimy w muzealnych plenerach, zwrócenie uwagi na fakt, iż placówki tego typu mają bardzo poważny kłopot z doprowadzeniem eksponatów do stanu choćby zbliżonego do autentycznego z okresu eksploatacji w wojsku, czego zwiedzający i pasjonaci oczekują a nie „odmalowania” samolotu w ogóle – jak nieraz słyszymy, aby wyglądał jak nowy. Pamiętajmy, że muzea to nie parki zabaw ani rozrywki, to miejsca z natury mające zdecydowanie inne założenia niż galerie, gdzie wszystko ma błyszczeć, zachęcając do jak największych zakupów. Muzea to miejsca poznawania historii, nie tylko tej sprzed setek lat, także tej, która wydarzyła się wczoraj.
Jarosław Sobociński