Tragedia MiG-21 PF nb 2405 z 1. PLM w dniu 30.06.1966r.

Kępno 2024-01-25

Autor – Major w stanie spoczynku pilot Janusz Smiatacz.

Tragedia MiG-21 PF nb 2405 nr 762405 z 1. PLM Warszawa w dniu 30.06.1966r.

Zamieszczamy artykułu, który ukazał się w „Tygodniku Kępińskim” nr 4/2010 w dniu 28.01.2010 roku. Autorem artykułu jest major w stanie spoczynku pilot Janusz Smiatacz.

MiG-21 PF nb 2004. 2023 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman
MiG-21 PF nb 2004. 2023 rok. Zdjęcie Karol Placha Hetman

Opis zdjęcia: Na takim samolocie, MiG-21 PF, zginął porucznik pilot Władysław BETKA.

W dniu 23 stycznia 2008 roku, w pobliżu lotniska wojskowego w Mirosławcu, rozbił się samolot CASA 295, grzebiąc pod swoimi szczątkami 20 polskich lotników wojskowych. Zginęło kilku moich znajomych. Kilku przyjaciół miało szczęście. Wysiedli wcześniej w Powidzu i Krzesinach. W telewizji, radiu i internecie pełno różnych komentarzy, opisów naocznych świadków, domysłów i zdjęć z miejsca katastrofy. Prezydent ogłosił żałobę narodową. Rozgłos i szum medialny. Tak jest teraz, ale jeszcze kilkanaście lat temu… O TYM SIĘ NIE MÓWIŁO!

W latach „zimnej wojny” żadnej ze skonfliktowanych ze sobą stron nie zależało na tym, aby upubliczniać zaistniałe katastrofy samolotów wojskowych. Traktowano te zdarzenia jako swego rodzaju małe porażki i zazwyczaj nadawano klauzule tajności na przebieg badania przyczyn, wyniki i wnioski z tychże katastrof. Teraz, po wielu, wielu latach oraz po całkowitej zmianie sytuacji geopolitycznej i militarnej, można już więcej dowiedzieć się o przeszłości. Chciałbym szczególnie zainteresować czytelników dwoma z wielu katastrof, które wydarzyły się w powojennej historii polskiego lotnictwa wojskowego, a to ze względu na to, że smutnymi ich bohaterami byli „nasi” – ludzie z naszego regionu.

Pilot z Feliksowa.

Pierwszą z nich była katastrofa samolotu MiG-21 z 1. pułku lotnictwa myśliwskiego w Mińsku Mazowieckim. Miała ona miejsce w dniu 30 czerwca 1966 roku. Rok ma tu znaczenie, ponieważ wtedy te naddźwiękowe, na ówczesne czasy bardzo nowoczesne myśliwce, dopiero od pięciu lat były na wyposażeniu polskiego lotnictwa. Wielu pilotów dopiero zapoznawało się z tym samolotem, o całkowicie innej niż dotychczas znana im, charakterystyce aerodynamicznej (skrzydła w kształcie delta) oraz dysponującym zwiększonymi możliwościami pilotażowymi i bojowymi, co czasem prowadziło do dużych problemów w pilotowaniu tego typu samolotu.

Pilotem MiG-21, który uległ katastrofie, był porucznik Władysław BETKA, syn Stanisława, urodzony 21 stycznia 1939 roku, w podkępińskim FELIKSOWIE. Był absolwentem Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Radomiu, w 1962 roku. W 1966 roku, zajmował stanowisko starszego pilota eskadry lotnictwa pościgowego w 1. Pułku Lotnictwa Myśliwskiego. Był już pilotem pierwszej klasy, ale większość swego nalotu wykonał na starszych typach samolotów odrzutowych.

Feralnego dnia wystartował w składzie pary, jako „prowadzony” z lotniska w Mińsku Mazowieckim. Lot odbywał się w tak zwanych DTWA (Dzień – Trudne Warunki Atmosferyczne). Po starcie musiał więc, zgodnie z zadaniem, przebić chmury w górę, utrzymując kontakt wzrokowy z samolotem swojego „prowadzącego”. Podczas przebijania chmur zgubił samolot „prowadzącego” z oczu, dlatego zgodnie z procedurą odszedł w prawo, aby nie dopuścić do kolizji w powietrzu. Niestety, podczas tego manewru prawdopodobnie utracił orientację przestrzenną (niebezpieczna sytuacja w locie z ograniczoną widocznością, w chmurach lub w nocy, kiedy pilot nie wie, w jakim położeniu względem ziemi znajduje się statek powietrzny) i samolot runął niesterowany w dół. Pilot próbował się jeszcze ratować używając fotela katapultowego, ale zrobił to zbyt nisko i nie zdążyły zadziałać wszystkie mechanizmy otwierające spadochron. Samolot zderzył się z ziemią w rejonie miejscowości Olszyna, a pilot poniósł śmierć na miejscu. Porucznik Władysław BETKA pochowany został na cmentarzu parafialnym w BARANOWIE.

Pilot z Kuźnicy Starej.

Druga katastrofa, o której chciałbym napisać była bardziej spektakularna. Pewnie dlatego, że zginęli w niej również bardzo ważni pasażerowie, między innymi ówczesny Minister Spraw Wewnętrznych Wiesław Ociepka oraz kilku wysokich rangą oficerów Wojska Polskiego i sojuszniczej Armii Czechosłowackiej. Nie obyło się więc bez podania do opinii publicznej komunikatu o zaistniałym wypadku, ale był on bardzo lakoniczny, bez żadnych zbędnych komentarzy czy drążenia tematu!

Katastrofa wydarzyła się w dniu 28 lutego 1973 roku, o godzinie 22;53 przed pasem lotniska wojskowego w Goleniowie niedaleko Szczecina. Jest ona o tyle istotna w moich rozważaniach, ponieważ drugim pilotem pięcioosobowej załogi samolotu transportowego An-24, który uległ wtedy rozbiciu, był kapitan Kazimierz MARCZAK, syn Stanisława, również człowiek stąd, urodzony 4 stycznia 1939 roku w KUŹNICY STAREJ, powiat OSTRZESZÓW.

Był on bardzo doświadczonym pilotem, absolwentem Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Radomiu z 1960 roku. Na różnych typach samolotów transportowo – łącznikowych wylatał ponad 3 500 godzin. Pełnił funkcję starszego pilota 1. Eskadry Transportowej 36. Specjalnego Pułku Lotniczego w Warszawie.

Tuż przed północą 28 lutego 1973 roku, samolot An-24 z załogą i ważnymi pasażerami, zaczął podchodzić do lądowania na lotnisku w Goleniowie. W odległości 3 km od początku pasa startowego gwałtownie i niespodziewanie zaczął się zniżać. Na skutek tego zniżania zderzył się ze ścianą lasu. Zdaniem komisji badającej tą katastrofę, gwałtowne przejście na zniżanie musiało być spowodowane jakimś czynnikiem zewnętrznym. Najbardziej prawdopodobną przyczyną, która spowodowała zaburzenie lotu na długości nie większej niż 1 kilometr, było nałożenie się na siebie kilku bardzo niekorzystnych czynników: oblodzenia statecznika poziomego oraz dodatkowo bardzo silnej turbulencji przy małej prędkości podchodzenia do lądowania z już wypuszczonymi klapami i podwoziem (kto latał lub nadal lata może sobie wyobrazić, w jak niekorzystnym położeniu znalazł się wtedy statek powietrzny!). W tej szczególnej sytuacji zaskoczona nagłym zniżaniem załoga nie była w stanie, pomimo wyraźnych starań, wyprowadzić samolotu do lotu poziomego. Spadł on na ziemię 2 kilometry przed początkiem pasa startowego. Zginęła cała załoga i ważni pasażerowie.

Co istotne, komisja badająca wypadek nie dopatrzyła się w działaniach załogi żadnego błędu w sztuce pilotażu. Wszyscy oni zostali później pośmiertnie awansowani na wyższe stopnie wojskowe. Major pilot Kazimierz MARCZAK został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.

Dlaczego o tym piszę? Powodów jest kilka. Przede wszystkim chciałbym zainteresować czytelników nieznanymi wydarzeniami z przeszłości, w których udział (czasem niestety tragiczny) mieli ludzie pochodzący z naszego regionu. Prywatnie chciałbym również tym artykułem złożyć hołd tym wszystkim polskim pilotom wojskowym, którzy zginęli w trakcie pełnienia swoich niełatwych obowiązków, szczególnie zaś tym, których znałem osobiście. Ostatni powód jest oczywisty… JUŻ MOŻNA O TYM MÓWIĆ! Cześć Ich pamięci.

Major w stanie spoczynku pilot Janusz Smiatacz.

Ps. Do przygotowania artykułu wykorzystałem informacje z opracowania „Pamięci lotników wojskowych 1945 – 2003” – praca zbiorowa pod redakcją ppłk doktora Józefa Zielińskiego.