Drzonów 2025 rok.
Jedna z największych atrakcji muzeum
mgr Jarosław Sobociński
Zbliżająca się 8 maja 2025 roku uroczystość 40-lecia oficjalnego otwarcia Lubuskiego Muzeum Wojskowego w Drzonowie jest okazją a za razem impulsem do przemyśleń, analiz i refleksji nad rozwojem tej znanej polskiej placówki muzealnej. Warto więc w tym momencie pokusić się o swoiste podsumowanie tego okresu nie tyle w samym, ogólnie pojętym jego rozwoju a raczej w kwestii imprez plenerowych, które bardziej przyczyniły się do popularności placówki niż równie atrakcyjne same jej zbiory.










Gdyby przeanalizować każdą epokę, spoglądając z dłuższej perspektywy, można by ją podzielić na różne etapy. Oczywiście były to etapy jedynie umowne, rozumiane jako upływ czasu naznaczony różnymi wydarzeniami. Nic nie dzieje się nagle, każda więc przemiana jest na swój sposób płynna a jej zauważenie i możliwość poprawnej interpretacji wymaga niejednokrotnie upływu dziesiątek lub nawet setek lat.
Obserwując obecnie bardzo dynamicznie rozwijający się świat, odnosimy wrażenie, że czym więcej nowej technologii wchodzi do użycia, tym zmian jest więcej i są one częstsze. To jednak jedynie swoiste złudzenie. To co obserwujemy na bieżąco, to proces, który właściwie skategoryzowany zostanie dopiero za wiele lat a zauważane przez nas bieżące zmiany, to jedynie drobne cząstki większej całości. Tak było zawsze, zmienia się jedynie świadomość człowieka i sposób postrzegania.
Lubuskie Muzeum Wojskowe tworząc swoje zalążki od 1978 roku również tym zasadom podlegało. Takimi etapami były choćby okres renowacji i adaptacji budynku do potrzeb muzeum, sukcesywne powiększanie terenu ekspozycyjnego czy samo tworzenie krok po kroku kolekcji plenerowej. Oficjalne otwarcie placówki w dniu 8 maja 1985 roku również było momentem zakończenia określonego etapu tworzenia całości. Zapewne 40 lat istnienia muzeum od oficjalnego otwarcia, przypadające w 2025 roku, to zdecydowanie zbyt krótki czas, aby stworzyć dużą kategoryzację, jednak można pokusić się o wskazanie ważniejszych wyznaczników.
W dobie zimnej wojny, czasach konfrontacji NATO-Układ Warszawski, kiedy placówka się tworzyła, w socjalistycznym systemie politycznym Polski, działalność muzeum o profilu wojskowym wcale nie była łatwa ani prosta. Panowała określona politycznie narracja historyczna, więc i przekaz medialny musiał być „właściwie” ukierunkowany. Większość typów sprzętu i wyposażenia była tajna lub ściśle tajna, a dopytywanie nawet przez historyka czy pracownika muzeum o określone walory techniczne czy taktyczne czołgu, samolotu lub rakiety dla pogłębienia wiedzy, mogło być poczytane jako działanie antypaństwowe, graniczące ze szpiegostwem. Toteż merytoryczny poziom wiedzy dotyczący nowoczesnego ówcześnie wyposażenia wojskowego był dość niski. Dziś wydaje się to żenujące, lecz takie były czasy, trzeba o tym pamiętać. Tym bardziej, iż podobny poziom zabezpieczenia przed wyciekiem informacji za Żelazną Kurtynę był stosowany także w państwach NATO. To co istotne dla historyka czy pasjonaty – przebieg służby np. samolotu, piloci, którzy na nim latali, zadania przez nich wykonywane czy szczegóły techniczne konstrukcji, znajdowały się w kancelarii tajnej danej jednostki w książkach lotów i księgach obsługi technicznej, a po okresie aktywnej eksploatacji sprzętu, dokumenty te były niszczone. Dlatego dziś w wielu przypadkach opracowań merytorycznych trudno o wiarygodną analizę historyczną, stąd błędy i niepotwierdzone domniemania w publikacjach.
Innym znów procesem były możliwości pozyskiwania sprzętu do zbiorów. Z jednej strony jednostki wojskowe pomagały przy transporcie a nawet montażu eksponatów na terenie placówki, z drugiej samo pozyskanie było dość skomplikowane. Z reguły na cele muzealne przekazywano sprzęt niekompletny, pozbawiony wielu elementów wyposażenia (część z nich demontowano przed przekazaniem do Muzeum na zasadzie pozyskiwania części zamiennych do obiektów nadal eksploatowanych w jednostce – z myśleniem „w muzeum i tak nikomu to nie będzie już potrzebne”). Muzea wojskowe generalnie traktowano jako ekspozycje wycofanego, starego wyposażenia (czyli Muzeum = stare). Nikt w gremiach wojskowych naszym kraju w tamtych czasach nawet nie myślał, aby do muzeum oddać sprzęt „na chodzie”, nie było takiej świadomości, nie widziano takiej potrzeby. Walory poznawcze dotyczyły jedynie zewnętrznej postaci eksponatu. Sukcesem było więc samo pozyskanie nowego sprzętu do zbiorów, niezależnie od jego stanu zachowania czy ukompletowania technicznego.
Sytuacja zaczęła się zmieniać po upadku komunizmu, po zmianie systemu politycznego. Były to jednak zmiany ślimacze, wszak nie papier a człowiek zmienia świat. Zmienił się system, zaś nawyki i sposób myślenia jeszcze długo pozostawały z dawnej epoki, z poprzedniego systemu. Rodzący się business stwarzał możliwości gromadzenia kapitału i jego wykorzystania na różne sposoby. Wśród właścicieli firm, będących często także pasjonatami wojskowości, pojawiła się myśl zakupu sprzętu wojskowego do swoich prywatnych kolekcji. Początkowo w grę wchodziły jedynie, jak wcześniej, obiekty wyłącznie w kategorii V i VI czyli w stanie technicznym nie nadającym się do eksploatacji. Z czasem jednak i ta sytuacja uległa zmianie, stały się dostępne także eksponaty zdatne do prezentacji w ruchu. Ta idea przeniosła się, choć znów działo się to w mozolnym tempie, kolejno także na grunt muzealny. Co prawda placówki tego typu zawsze były na samym końcu listy państwowych dotacji budżetowych a utrzymanie eksponatów, szczególnie w stanie w pełni sprawnym technicznie pochłania wiele funduszy, to jednak z pomocą w tym kontekście ruszyli wolontariusze, żołnierze wcześniej wyszkoleni na danym sprzęcie. W wielu przypadkach, to właśnie dzięki ich pomocy i ogromie pracy, zwiedzający mogą cieszyć się z wrażeń oglądania czołgu, transportera czy wyrzutni rakiet w ruchu.
Jednak kształtowanie tego elementu było długim procesem i ewoluowało w naturalny sposób. W przypadku Lubuskiego Muzeum Wojskowego, podwaliny pod znane i lubiane obecnie pikniki militarne położyła ówczesna kierowniczka działu reklamy p. Elżbieta Szyngiel. To ona była pomysłodawczynią zorganizowania pikników plenerowych. Pierwsze takie imprezy zaczęły się odbywać już od 1999 roku na początku czerwca, z okazji Dnia Dziecka. W takim dniu muzeum drzonowskie organizowało zabawy i konkursy plenerowe dla dzieci, w ramach wycieczek grup szkolnych lub kolonijnych ale oczywiście nie tylko, również dla całych rodzin z dziećmi. Można było wejść do czołgu T-55 i do kabiny samolotu MiG-21U. Wtedy udostępniane było także wnętrze śmigłowca Mi-4A (ze względu na delikatność śmigłowca – nie przeznaczonego przecież konstrukcyjne do masowego zwiedzania liczonego w sezonie w tysiącach osób i aby nie narażać eksponatu na uszkodzenia i nadmierne obciążenia, po kilku sezonach zaprzestano tej prezentacji. Obecnie jest udostępniany wyjątkowo w czasie niektórych pikników np. modelarskich).
Na fali wzrastającego zainteresowania turystyką regionalną, posiadanie sporego trawiastego terenu pod drzewami było swoistym atutem. Dzieci w czasie czerwcowych pikników uczestniczyły w grach i zabawach, mogły pograć w piłkę czy uczestniczyć w konkursach plastycznych i wygrywać nagrody. Wszystko to sprawiło, iż popularność tej imprezy zaczęła z roku na rok wzrastać. Gdy Polska szykowała się do przystąpienia do Unii, od 2003 roku muzeum zaczęło organizować piknik pod egidą tego przedsięwzięcia pod nazwą „Bezpieczne wakacje w Unii Europejskiej”. Pomysłodawczynią i główną realizatorką kolejny raz była p. Elżbieta Szyngiel. Festyny te zostały wzbogacone o występy różnego rodzaju grup artystycznych na profesjonalnej dużej scenie rozkładanej na terenie muzeum, w świetle reflektorów estradowych. Uzupełnieniem były nieliczne jeszcze stoiska pamiątkarskie i wojskowa grochówka serwowana przez żołnierzy z prawdziwej kuchni polowej oraz różnorakie konkursy i zabawy dla całych rodzin. Kanonem było wtedy zapraszanie co roku innej firmy motoryzacyjnej, prezentującej swoje auta. Kolejne edycje pikników były sukcesywnie wzbogacane także o inscenizacje batalistyczne.
Od 2005 roku Lubuskie Muzeum Wojskowe zaczęło organizować kolejną ciekawą imprezę w formie pikniku. Była to Europejska Noc Muzeów, do której organizacji drzonowska placówka została zaproszona oficjalnie jako pierwsza z lubuskich muzeów. Była to i jest nadal jedna z najciekawszych imprez plenerowych, bowiem obcowanie z eksponatami historycznymi w plenerze podświetlonym wielobarwnymi reflektorami, nocna prezentacja teatru ognia, tańców historycznych czy walk rycerskich sprawia niesamowite wrażenie ukazując muzeum dosłownie w innym świetle. Całość uzupełniona stoiskami handlowymi i pamiątkarskimi – stała się wielką atrakcją dla zwiedzających. Tradycją i bardzo oczekiwanym momentem zakończenia nocnej imprezy jest prezentacja świetlno-pirotechniczna wybranego eksponatu uzupełniona tłem muzycznym i w finale pokazem fajerwerków. Początki tej imprezy były jednak dość skromne i ograniczały się do oświetlenia terenu kilkoma ruchomymi i kilkoma stałymi reflektorami. Mimo to, zainteresowanie imprezą od samego początku było ogromne i w niektórych latach przekraczało fizyczne możliwości bezpiecznego pomieszczenia wszystkich zwiedzających! Ze wszystkich Europejskich Nocy Muzeów w Drzonowie, edycja w roku 2014 była jedną z piękniejszych, organizowana przez nowego dyrektora, p. Piotra Dziedzica. W jej trakcie nie tylko oprawa muzyczna i fajerwerki, lecz przede wszystkim pokaz laserów estradowych zrobiły na wszystkich widzach kolosalne i na prawdę niezapomniane wrażenia. Tego typu prezentacja odbyła się w drzonowskim muzeum jak dotąd tylko raz.
Postęp w codziennych działaniach prowadzi przez ich stopniową ewolucję. Tak też się stało również z organizacją pikniku z okazji Dnia Dziecka. Popularność drzonowskiej imprezy spowodowała, iż także inne placówki zaczęły organizowanie podobnych wydarzeń, bowiem na przełomie wieków XX i XXI, w regionalne przedsięwzięcia kulturalne wkradł się pewien marazm. Przybywanie różnych prezentacji z okazji Dnia Dziecka spowodowało dublowanie się imprez, a więc i zmniejszenie ilości zwiedzających. Toteż w LMW Drzonów pojawił się pomysł przesunięcia tej imprezy plenerowej o dwa tygodnie i powiązanie jej z uroczystościami Dnia Pancerniaka, przypadającymi 16 czerwca. To otworzyło drogę do sztandarowej obecnie imprezy, która zasłynęła w Polsce z dużej ilości sprzętu wojskowego prezentowanego właśnie w ruchu. To wyśmienita okazja do zacieśnienia kontaktów muzeum z innymi placówkami i z pobliskimi jednostkami wojskowymi, które w zgodzie z obecną doktryną, chętnie pokazują swój sprzęt i wyposażenie. Pierwszym eksponatem w ruchu stał się transporter BTR-152 doprowadzony do stanu jezdnego dzięki zaangażowaniu p. Krzysztofa Motyla, i współpracy podjętej z zielonogórskimi firmami transportowymi. Później dołączył do niego także samochód terenowy UAZ-469B. Pierwszymi dużymi i ciężkimi eksponatami pozyskanymi do muzeum jako w pełni sprawne był system 2K11M1 „Krug” – radar 1S32M1 i wyrzutnia 2P24M1, które trafiły do zbiorów placówki dzięki ponad 9-miesięcznym staraniom i bezpośredniemu osobistemu dozorowaniu przedsięwzięcia przez p. Jarosława Sobocińskiego, kierownika Działu Lotnictwa. Opieką techniczną, naprawami i prezentacjami tego sprzętu w czasie muzealnych imprez stali się byli żołnierze jednostki JW2211 wyszkoleni w Skwierzynie, gdzie sprzęt ten był eksploatowany. Ostatnim obecnie pozyskanym eksponatem ze zbiorów LMW doprowadzonym do pełnej sprawności jest czołg T-72M, który został pozyskany dzięki p. Błażejowi Mościpanowi, głównemu inwentaryzatorowi zbiorów LMW. Jego remontu i uruchomienia podjęła się zewnętrzna firma a opieką, bieżącymi remontami na miejscu i prezentacją w czasie muzealnych imprez żołnierze, którzy na tym sprzęcie jeździli w czasie służby w wojsku. Doprowadzony do stanu jezdnego został także zestaw promów GSP-55, pozyskany do zbiorów pod koniec lat 90-tych (oba były już wtedy w pełni kompletne). Z racji skomplikowania konstrukcji, jedynie do częściowej sprawności został także doprowadzony samolot Su-22M4 w postaci uruchomienia części mechaniki i awioniki oraz oświetlenia kabiny pilota. Te działania zostały przeprowadzone dzięki pomocy i współpracy z Pilskim Muzeum Wojskowym oraz technikami pracującymi w czasie służby przy tego typu samolotach.
Pikniki z okazji Dnia Pancerniaka rokrocznie wspomagają i uatrakcyjniają liczne jednostki wojskowe, z którymi dobre relacje muzeum utrzymuje od wielu lat. Dzięki nim sprzęt który jest ich wyposażeniem, zwiedzający LMW Drzonów w tym dniu mogą oglądać z bliska, z zewnątrz, wewnątrz a także na prezentacji dynamicznej. Dzięki temu zwiedzający muzeum mogli już zapoznać się z m.in. z takimi czołgami jak Leopard 2A4, Leopard 2A5 a także najnowszy Leopard 2PL, armato-haubicą „Krab”, wyrzutnią pocisków przeciwlotniczych „Osa” i wieloma innymi. Stała współpraca z Muzeum Obozów Jenieckich w Żaganiu owocuje także częstymi prezentacjami czołgu T-34/85, znanego i bardzo zasłużonego dla naszej historii. Piknik ten obrósł już nie tylko legendą lecz także dużą oprawą w postaci dodatkowych atrakcji, prezentacji grup rekonstrukcyjnych a także wioski rycerskiej, straganów i stoisk o wielkiej różnorodności, które trudno wymienić w całości, aby czegoś nie pominąć.
Kolejną okazją do organizacji pikniku stało się święto obchodzone dorocznie 15 sierpnia na cześć Cudu nad Wisłą. Na fali popularności, którą zdobyły drzonowska Noc Muzeów i Piknik Pancerniaka, także nasze narodowe święto z okazji Dnia Wojska Polskiego stało się dniem organizacji imprezy plenerowej. Pierwszą edycję tej nowej formuły zorganizowano z okazji 99-lecia odzyskania niepodległości, w 2017 roku. Zgodnie z jej założeniami na imprezie szeroko prezentowane są różne formy historyczne, od pokazów rycerskich poprzez grupy rekonstrukcyjne, dynamiczne prezentacje zarówno sprzętu technicznego jak i kunsztu jazdy konnej w wykonaniu różnych formacji. Ponad 28-letnia historia dobrych kontaktów Muzeum z 31 Bazą Lotnictwa Taktycznego z podpoznańskich Krzesin, owocuje współpracą w remontach obiektów lotniczych, pozyskiwaniem eksponatów lecz również częstymi wzajemnymi wizytami, także stoisk reklamowych na piknikach, szczególnie tych z okazji Dnia Wojska Polskiego wraz z prezentacjami wyposażenia i uzbrojenia. Piknik 15 sierpnia jest drugą, po Dniu Pancerniaka sztandarową imprezą, bardzo lubianą przez zwiedzających i tłumnie odwiedzaną. Także i w tym przypadku mnogość różnego rodzaju stoisk, od pamiątkarskich po garmażeryjne, sprawia że dla każdego jest moc atrakcji, dla dzieci, dorosłych i całych rodzin.
Jednak zanim w kalendarzu Lubuskiego Muzeum Wojskowego pojawiły się owe dwie sztandarowe doroczne imprezy, w latach 2015-2017 organizowany był Piknik Rycerski. Było to przedsięwzięcie niejako spajające w jeden historyczny ciąg festyn z okazji Dnia Dziecka z późniejszym piknikiem z okazji Dnia Pancerniaka. Bardzo atrakcyjna formuła pozwalała zwiedzającym zapoznać się z historią dawnych wieków, przybliżaną przez pasjonatów z różnych Kręgów Rycerskich. Możliwość obserwowania walk rycerzy a nawet uczestniczenia w nich dla najodważniejszych spośród zwiedzających, przy niezmiernie dowcipnym i urzekającym komentarzu całości, zawsze wywoływała okrzyki podziwu, radości i salwy śmiechu zgromadzonych przy pokazie. Możliwość założenia na siebie zbroi rycerskiej lub choćby jej elementów, próba fechtunku mieczem czy szablą jest niezapomnianym wrażeniem ale też oddaje namiastkę wrażenia, jak wyglądały warunki i jak trudne były walki kilka wieków temu.
Jednorazowo udało się także zorganizować na terenie muzeum niesamowitą w swojej idei imprezę, której pomysłodawcą i realizatorem z ramienia Muzeum był Jarosław Sobociński. Była to Noc Perseid czyli „Noc spadających gwiazd”. We współpracy z „Planetarium Wenus” będącym składową Centrum Nauki Keplera w Zielonej Górze, późnym wieczorem dokładnie 12 sierpnia 2017 roku, dzięki zaplanowaniu różnych prezentacji astronomicznych, przybyli widzowie mogli wiele dowiedzieć się nie tylko o samych Perseidach, lecz także o kosmosie, gwiazdach, słońcach, planetach i otaczającym nas ze wszystkich stron Wszechświecie. Zaletą prezentacji w Drzonowie było, jak temat omawiali znawcy astronomii, oddalenie od miasta a więc małe zanieczyszczenie świetlne, pozwalające na bardzo dobrą obserwację nieba przez przywiezione z planetarium teleskopy. Dobra pogoda, pozwoliła na obserwacje i prezentacje aż do 1.00 w nocy, już 13 sierpnia. Przeszkodą w organizacji kolejnych edycji była obawa astronomów o bardzo drogi i delikatny sprzęt, który trzeba było przewieźć z Zielonej Góry na sporą odległość, nie zawsze dobrej jakości drogami, które mogły spowodować uszkodzenie delikatnej optyki teleskopów. Mimo to impreza była tłumnie odwiedzona i bardzo wysoko oceniona przez wszystkich, którzy w niej uczestniczyli.
I na koniec ciekawa dygresja. Aby impreza mogła być zareklamowana a poprzez to dotrzeć do ludzi, potrzebna jest informacja o jej organizacji. Jak jej przekazywanie zmieniało się na przeciągu ostatnich 40 lat, od momentu, gdy LMW Drzonów tworzyło swoje zalążki?
W kontekście, jak obecnie mówimy – marketingu i reklamy czyli także przekazu informacji, możemy wyróżnić okres fotografii (a i w niej podokresy czarno-białej, następnie kolorowej, później cyfrowej a i ta rozwija się bardzo dynamicznie, nie przypominając tej, ze swoich początków), okres filmowania kamerami przenośnymi, później komórkowego a obecnie także z użyciem dronów, zdecydowanie zwiększających perspektywę. Szybkość przepływu informacji a poprzez to informowania i publikacji również zmieniła się diametralnie w czasie ostatnich kilku dekad. W okresie pierwszych lat tworzenia Muzeum, aby móc przekazać informacje o nowej wystawie, trzeba było napisać na maszynie na papierze artykuł, przesłać go zwykłym listem przez tradycyjną pocztę (lub dostarczyć osobiście) do lokalnej prasy a następnie czekać na jego akceptację przez redaktora i ewentualnie wprowadzać konieczne korekty i zmiany w tekście. Oprawa telewizja była wtedy jedynie rarytasem, zarezerwowanym na największe przedsięwzięcia, lecz regionalnie dla takich wydarzeń, jak wystawa muzealna – raczej niedostępna. Jak to wygląda po 40 latach? Filmy i zdjęcia są dostępne prawie w czasie rzeczywistym, tysiące ludzi mogą oglądać imprezy odbywające się w najdalszym krańcu świata z opóźnieniem liczonym już nie w minutach ale w sekundach! Dziś nie wyobrażamy sobie świata i kontaktów międzyludzkich inaczej, ale niejednokrotnie zaczynamy sobie zdawać sprawę z przesytu informacją, których wartość i jakość trzeba filtrować, bo fizycznie ich ilość staje się zbyt duża do przyswojenia przez nasze zmysły. Dlatego coraz częściej, może na powrót z nostalgią, sięgamy do starego albumu aby spojrzeć na zwykłą fotografię z dawnych lat, zaczynając doceniać jej wartość.
Foto i tekst: Jarosław Sobociński